1. Nie wiedzieliśmy czego chcemy - dryfowaliśmy od 45 metrów i 3
pokoi do segmentów z ogródkami. Oglądaliśmy absolutnie wszystko. Co chwilę
zmieniała nam się koncepcja na temat tego co ‘może być’ i braliśmy coraz
większy obszar pod lupę. W końcu usiedliśmy i ustaliliśmy nasz maksymalny
budżet - 400 tysięcy (z garażem i kosztami
około kredytowymi, wykończenie liczyliśmy osobno) oraz główne założenia –
chcielibyśmy 4 nieduże pokoje (salon, 2
sypialnie i gabinet z możliwością przerobienia go z czasem na trzecią
sypialnie, ewentualnie 3 pokoje z możliwością zamknięcia kuchni), około 65-70 metrów, nie na parterze i nie na ostatnim piętrze, z
garażem, windą do samego dołu, w odległości do godziny jazdy komunikacją od centrum Warszawy
(włącznie z dojściem pieszo na stację).
Dodatkowe plusy, które były bardzo mile widziane to: zamknięte osiedle, balkon, osobne WC do
przerobienia na schowek czy pralnie, komórka lokatorska, duża ilość okien i
mieszkania dwustronne z salonem na południe, a sypialniami na północ.
2. Skupialiśmy się na jednej inwestycji – gdy coś nam się spodobało
przestawaliśmy szukać i czekaliśmy aż pojedziemy zobaczyć mieszkanie, które
mamy na oku. Zamiast robić rozeznanie w okolicy, żeby mieć argumenty do
targowania ceny to czekaliśmy na to, co nam zaproponują nie mając pojęcia czy
jest to dobra czy zła oferta.
3. Nie mieliśmy doświadczenia – trudno je mieć podczas
kupowania pierwszego mieszkania, ale żałuję, że nie próbowaliśmy negocjować cen
u każdego dewelopera u którego byliśmy, niezależnie od tego czy mieszkanie nam
się spodobało czy nie. Trening czyni mistrza, a my z 95% spotkań wychodziliśmy
potulnie z rozpiskami cen, jakie dostaliśmy i bez prób czy sygnałów, że
chcielibyśmy otrzymać rabat.
4. Ograniczyliśmy się do rynku pierwotnego - to był nasz
świadomy wybór, który komplikował sytuację, bo mając małe dziecko chcesz
się urządzać i wprowadzić możliwie najszybciej, a w rynku pierwotnym albo
kupisz dziurę w ziemi i odczekasz 2 lata albo przeglądasz ochłapy, których nikt
nie chciał. Wybór mieszkań z bliskim terminem odbioru jest bardzo ograniczony.
5. Nie sprawdziliśmy naszej zdolności kredytowej przed
szukaniem mieszkania – z góry założyliśmy, że skoro mamy wkład własny na
poziomie 20-30%, dobrą historię finansową (braliśmy
specjalnie po to kilka mniejszych rzeczy na raty) i nie zarabiamy źle to właściwie
każdy bank udzieli nam kredytu. Nie wzięliśmy pod uwagę tego, że mąż w tym roku
przeszedł na własną działalność gospodarczą i najlepiej poczekać rok (a pół to minimum) od
założenia DG zanim zaczniemy się starać o kredyt. Dodatkowo ja jestem na urlopie
macierzyńskim, który w większości banków nie jest brany pod uwagę przy
wyliczaniu zdolności. Nagle z sytuacji gdzie myśleliśmy, że będziemy idealnymi
kredytobiorcami, którzy będą się mogli ubiegać o korzystniejsze niż standardowe warunki
kredytu, zaczęliśmy się zastanawiać czy w ogóle w jakimkolwiek banku ten kredyt
dostaniemy.
6. Mieliśmy zbyt wielu doradców – prawie wszyscy nasi najbliżsi
stali się ekspertami od nieruchomości. Znajomi wychwalali Warszawę, bo tyle
atrakcji i przecież musimy się jakoś spotykać, rodzice ciągnęli bliżej swoich
stron i proponowali przepisywanie działek podkreślając za każdym razem jakim marnotrawstwem
pieniędzy jest wynajem, a wujkowie piali na temat bańki i nadchodzącego
kryzysu. Każdy miał swoje 3 grosze do dodania i nie było to ani trochę pomocne.
Dalej nie znaleźliśmy naszego wymarzonego M, a błędów już teraz jest sporo. W przyszłym tygodniu czekają nas następne spotkania w
biurach sprzedaży, a o kredyt możemy się starać dopiero we wrześniu, a większości banków dopiero w 2020. Jeszcze długa droga przed nami, ale mam wielką nadzieję, że nie będę musiała edytować tego
wpisu i dodawać następnych punktów.
Dobry temat, szczególnie ciekawie się czyta jak jest się mocno na świeżo z tym tematem. Muszę przyznać, że jeden z podstawowych dylematów odpadł nam od początku - nasze pierwsze mieszkanie miało być przede wszystkim nie obciążone 30-letnim kredytem, a więc wynikło z tego, że nie duże :D. No i też za bardzo skupiliśmy się na cenie, cięliśmy koszty m.in wybierając dzielnicę w której da się ot tak po prostu zaparkować w przeciwieństwie do wielu nowych osiedli, bo dokupowanie 2 miejsc parkingowych w naszym przypadku nie wchodziło w grę. Nam mieszkania uciekały jak szalone, więc ostateczna decyzja była bardzo szybka. Koniec końców, jestem zadowolona z wyboru, ale chwile po tym jak klamka zapadła, zauważyłam wszystkie wady naszego mieszkania i byłam przerażona, a co gorsza, nie mogłam zweryfikować swoich obaw, wchodząc do niego - bo jeszcze nie istniało :D. W tamtym czasie stwierdziłam, że nigdy więcej rynku pierwotnego, ale teraz jak patrzę jak blok powstaje i wygląda całkiem nie źle, nie mam już takich radykalnych poglądów ;)
OdpowiedzUsuńU nas była nawet szansa na mieszkanie bez kredytu- było stosunkowo tanie (265 tyś), transzy było aż 8, ale jego odbiór był planowany na przełom 2020/21, miało też inne wady i wyczyścilibyśmy się zupełnie z pieniędzy, a tego nie chcemy. U nas małe mieszkanie odpada, bo już teraz jest nas trójka i na wynajmowanych 37 metrach ledwo się mieścimy jak trzeba wywiesić pranie, przyjdą goście albo mąż pracuje zdalnie, a docelowo planujemy być w piątkę, więc uznaliśmy, że będziemy potrzebować 4 pokoi, nawet jeśli teraz wystarczyłyby nam 3 czy dobrze ustawione 2. :)
UsuńNa jaki okres wzięliście w końcu kredyt? I jakie wady zauważyłaś po podpisaniu umowy? :)
Kurcze, dopiero zauważyłam, że mi odpisałaś :). Kredyt jest na 12 lat, ale zaczynaliśmy od oglądania 35 metrów, a skończyło się na 50 mkw. Co do wad - wschodnia wystawa okien i niby z pełną świadomością to wybrałam, bo mieszkałam już na piekielnym zachodzie, no ale sama nie wiem czy to nie będzie nora. A oprócz tego za moimi oknami na ten moment nie ma nic, co było nie małym plusem, ale obleciał mnie strach, no bo na pewno będą kolejne bloki, i jak go postawią bardzo blisko to co będzie:D. Nasz układ mieszkania jest nie zły, ale na pewno widziałam lepsze - ale wiadomo ten zakup to suma kompromisów. Btw. jak czytam ceny o których piszesz to są one w ogóle nie Warszawskie :). Szukacie poza miastem, czy da się takie opcje w Warszawie znaleźć?
UsuńSzukaliśmy mieszkania 1,5 roku temu - kupiliśmy trzecie oglądane ;) Polecam nie zamyykać się na rynek pierwotny - sami kupiliśmy wtórny i do remontu, ale efekt po nas bardzo cieszy, na dodatek cena była bardzo atrakcyjna + zalety starego budownictwa, czyli dużo zieleni wokół i dobra infrastruktura. Zaletą jest też dostępność od ręki i możliwość obejrzenia, tego co się kupuje, a nie wizualizacji.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Ania
Długo przeglądaliśmy również oferty z rynku wtórnego, ale zrezygnowaliśmy, bo aktualne ceny po lewej stronie Warszawy są kosmicznie wysokie (8-10 tyś/m2), okazję można chyba znaleźć jedynie po znajomości albo na aukcji komorniczej. A w miastach okolicznych, które nas interesowały ofert jest mało i nie ma w czym przebierać. Do tego dochodzi remont, stare instalacje i fakt, że nie wiesz kto mieszkał tam przed Tobą- w naszym wynajmowanym mieszkaniu ktoś musiał palić papierosy 30 lat, bo jak tylko okna są dłużej zamknięte to ze ścian wychodzi smród tytoniu jakby przed chwilą ktoś zgasił peta. Poza tym kupno nowego mieszkania daje niejako gwarancję, że nie trafisz na skrajną patologię za ścianą, bo tych raczej nie stać na nowe mieszkanie. Rynek pierwotny ma swoje minusy, ale te nam mniej przeszkadzały stąd też taka decyzja.
UsuńJaką cenę udało Wam się znaleźć i w jakim mieście? :)
5 tys/m2 w Krakowie, dosłownie chwilę przed podwyżką cen :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń