Finansowe podsumowanie października 2020



Październik kończymy pod kreską. Wydaliśmy więcej niż planowaliśmy i jest to moja wina. W pracy świetnie się odnalazłam, ale trafiłam teraz na 2 tygodnie kwarantanny i nie wiem jak pracodawca na to spojrzy. Zależało mi na tym, aby przedłużyć umowę po okresie próbnym, bo w przyszłym roku będziemy się starać o kredyt, a teraz mam wątpliwości czy tę pracę utrzymam. W październiku udało nam się wreszcie kupić działkę na co wydaliśmy 98.104,78 zł z czego sama działka kosztowała 94.590 zł, a pozostałe koszty to: 2xprzelew natychmiastowy (40 zł), podatek 2% (1892 zł), taksa notarialna i wypisy (1282,87 zł), opłata sądowa (300 zł). Przenieśliśmy już na nas podatek od nieruchomości (ale za 2 miesiące wyniósłby nas 4 zł, a wysłanie listu kosztuje gminę 8 zł, więc usłyszeliśmy, że nie będziemy w tym roku nic płacić), złożyłam też wniosek w starostwie o przygotowanie dla nas map zasadniczych, ale płatność za to będzie dopiero przy odbiorze. Myślę, że stworzę osobny wpis o przygotowaniach do budowy, ale zrobię to dopiero jak więcej rzeczy uda nam się załatwić. 

Coś o nas: małżeństwo przed 30 bez kredytów, obydwoje pracujemy, niedługo zaczynamy budowę domu, nasz syn ma półtora roku i chodzi do żłobka. 

Poniżej nasze zestawienie, które zawiera kolejno plan -> faktyczny wydatek -> różnicę.



W pierwszej kategorii wszystko pod kontrolą. Dom to stała kwota 1000 zł, którą dokładamy do jedzenia i rachunków do czasu naszej wyprowadzki. 


Druga kategoria to największy minus. Uważam, że 1000 zł, które biorą od nas rodzice to za mało i płacę za zakupy, gdy akurat ja je robię z naszych pieniędzy, a nie 'wspólnych'. Wróciły też moje stare nawyki kupowania coli do pracy, bez tej jednej pozycji kwota w tej kategorii byłaby mniejsza o co najmniej 50 zł. Jedzenie na mieście kolejny raz do poprawy. Wydatki na chemię i kosmetyki również spore, ale planowane, musiałam dokupić kilka rzeczy po tym jak zrobiłam gruntowne porządki (możecie o tym przeczytać tutaj) i wcale nie było tego dużo, ale wybierałam produkty lepszej jakości, a co za tym idzie droższe.


W Kluskowej kategorii te wydatki powinny być mniejsze w tym miesiącu, ale przyznaję się bez bicia, że kupiłam kilka rzeczy, które nie były niezbędne. Z ubrań kupiłam 12 sztuk body na zapas, na które wydałam 136 zł. Sprawdzają się u nas jedynie body z H&M'u, bo jako jedne z nielicznych nie wyglądają jak zmechacone szmatki po pierwszych 3 praniach, ale niestety w regularnej cenie kosztują aż 16 zł/sztuka, ja je kupiłam po 11,30 zł. Mam pewne wyrzuty, ale wiem, że się nam przydadzą. Poszalałam też z zabawkami, ale dawno niczego konkretnego mu nie kupiliśmy, więc dostał drewniany tor wyścigowy (coś w tym stylu), drewniane marakasy, maszynę do robienia baniek i 9 książek, bo ostatnio ciągle mu mało. Na pewno do końca roku nie będzie więcej takich szaleństw. Za to w kategorii jedzenia widzę duży spadek dzięki temu, że je w żłobku.


Kategoria auta w ryzach, moje 200 km tygodniowo na dojazdy do pracy nie wyszło tak drogo (ok. 60% paliwa mąż wrzuca 'w koszty' prowadzenia działalności, bo jest to jego auto prywatno-firmowe). W listopadzie będzie jeszcze mniej, bo jak pisałam wyżej, 2 tygodnie spędzę w domu.


W ostatniej kategorii znów byłam na minusie. Uratowało mnie to, że nie poszliśmy do kasyna (zazwyczaj raz w roku na urodziny chodzimy, ale w tym nam z różnych powodów nie wyszło, spróbowaliśmy grać online, ale to kompletnie nie to samo, więc zrezygnowaliśmy), bo inaczej cała kategoria byłaby mocno pod kreską. Wiedziałam, że prawie 1000 zł wydam u kosmetyczki w tym miesiącu (depilacja laserowa, 2 zabiegi na twarz i paznokcie) i to było zaplanowane, ale zakupy ubraniowe nie, a kupiłam sukienkę, bluzę i piżamę (i to ta ostatnia kosztowała miliony). Niby chodziła za mną porządna piżama z dobrego materiału od dawna, ale chyba nie widzę wielkiej różnicy, żeby tyle przepłacać w przyszłości. 


Mimo wszystko zamknęliśmy miesiąc poniżej 6000 zł. Nie jest to zła kwota, ale idealnie byłoby zejść do 5000 zł i tego się trzymać.

Komentarze

  1. Fajne podsumowanie :) też myślałam kiedyś żeby takie pisać bo lubię takie czytać :) jednak czasu brakuje na wszystkie pomysły...

    OdpowiedzUsuń
  2. hej,

    Fajne podsumowanie :) Ja z jedzeniem na mieście ogarnęłam się jak przyszła pandemia i pozamykali knajpy. Jedzenie na wynos mnie już tak nie kręci ;) Wcześniej płaciłam za nie ze swojego "kieszonkowego" i nie monitorowałam aż tak ile na to idzie, bo szło na to z konta przeznaczonego na rozrywkę...w pandemii policzyłam i były to podobne jak u Ciebie kwoty :o teraz bardzo ograniczyłam takie wyjścia i wkońcu jest kasa na inne rzeczy.
    Ale jeśli odejmie się u Ciebie tę kwote to wychodzi naprawdę mała suma jak na żywność :o
    To jest za Was dwoje? Poproszę jakieś know-how :D

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kategorii 1 zrzucamy się z rodzicami i bratem po 1000 zł miesięcznie na jedzenie i opłaty, a w drugiej kategorii jest tylko dodatkowe jedzenie kupione poza tym zrzutkowym 1000 także wcale mało nie wychodzi. :D

      Usuń
  3. Ale dokładna rozpiska! Dlaczego rachunki domowe tak dużo was wynoszą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jest tam również jedzenie- składamy się z rodzicami i bratem po 1000 zł na opłaty i podstawowe jedzenie. Wiadomo, jak trzeba będzie kupić węgiel to ta kwota będzie wyższa. A jedzenie w drugiej kategorii to dodatkowe zakupy poza wspólną pulą pieniędzy.

      Usuń

Prześlij komentarz