Zanim postanowię poprawę,
muszę wyznać swoje grzechy. Po części cały ten eksperyment ma na celu pokazanie
mi gdzie popełniam błędy i nad czym muszę popracować, jeśli chodzi o
gospodarność, ale i bez niego wiem doskonale, że są obszary, które wymagają
zmian. Nie znam tylko konkretnych kwot, które na nie marnowałam.
Grzeszki:
Jedzenie na mieście/na
wynos: zabrzmi to strasznie, ale zamawiamy jedzenie (kebab, pizza, kfc) minimum
3 razy w tygodniu. Są to każdorazowo kwoty 30-40 zł, co daje nam 500 zł
miesięcznie. Do tego w weekend zazwyczaj idziemy coś zjeść (naleśniki, mcdonald,
burgery) i wtedy wydajemy w zależności od lokalizacji 50-100 zł, uśredniając
350 zł miesięcznie. Razem 850 zł, a jestem pewna, że bywały miesiące, gdzie
wynik był jeszcze wyższy.
Śmieciowe jedzenie: od
kilku miesięcy zawsze mamy w domu coś słodkiego i przynajmniej jedną paczkę
chipsów. Na zakupach w ilościach hurtowych pakujemy do wózka monte, płatki czekoladowe,
batony i właściwie wszystko, co wpadnie nam w oko. Nie będę zgadywać ile
miesięcznie pochłania to pieniędzy, ale z pewnością za dużo i trzeba coś z tym
zrobić.
Gazowane napoje: to tak
duży wydatek w naszym wypadku, że zasługuje na oddzielną kategorię. Lekką ręką
wypijamy 20-25 butelek coli zero w miesiącu, co daje nam 150-200 zł miesięcznie
i powiem szczerze, że z tego będzie mi najciężej zrezygnować.
Ubrania: nie kupujemy
ich dużo (zakupy raz na 3-4 miesiące), ale ubieramy się w droższe, a co za tym idzie teoretycznie porządniejsze marki. W
ciągu pół roku na 3 pary butów wydałam 1300 zł. Zawsze powtarzam sobie, że to zakup na lata i
wyjdzie nam to w ogólnym rozrachunku taniej niż kupowanie nowych butów co
sezon, ale czy tak jest faktycznie to nie wiem. Planuję mieć budżet na ubrania robiony na
bieżąco biorąc pod uwagę to, czego aktualnie potrzebujemy (już teraz wiem, że w
lato chcę kupić zimową kurtkę, bo moja przeżywa właśnie swoją ostatnią zimę),
ale na pewno nie będzie to nagłe ograniczenie wydatków w tej kategorii do 50 zł na rok i ubierania się w
second handach. Chcę wyeliminować nieprzemyślane zakupy pod wpływem impulsu.
Dziecko: kupiliśmy
dopiero kilka ubranek, a już mam wrażenie, że za bardzo z tym poszalałam i pewnie
części nigdy nie użyję (obym się myliła!). Największe wydatki jeszcze przed nami
(wózek, fotelik, łóżeczko) i chcę te zakupy zrobić mądrze.
Sukcesy:
Używki: dwa ogromne
wydatki praktycznie wyeliminowaliśmy dzięki mojej ciąży, a mowa tu o alkoholu i
papierosach, na które wcześniej wydawałam małą fortunę. Według aplikacji do
rzucania palenia, od sierpnia zaoszczędziłam już 1910 zł i na pewno ponad 1000
zł na alkoholu, bo myślę, że tygodniowo wydawaliśmy minimum 50 zł, a podczas
wyjść ze znajomymi (Bierhalle, kręgle, siedzenie nad Wisłą) nawet więcej.
Jedzenie w pracy: zanim poszłam
na L4 wydawałam około 15-20 zł dziennie na śniadanie i obiad w biurze, M tak
samo. NIGDY nie braliśmy ze sobą własnoręcznie zrobionego jedzenia. Mnożąc to
przez 20 dni pracujących w miesiącu,
daje nam to wydatek rzędu 600-800 zł miesięcznie. Od stycznia staram się przygotowywać
dla M pudełka, więc w pracy pieniądze wydaje sporadycznie.
***
Jest źle, ale na pewno nie będzie już gorzej. :)
O rany! :) poczytam dalej. Macie ogromne pole do zmian. Powodzenia!
OdpowiedzUsuń